LITERATURA. Damtejskie otchłanie królestwa


Dantejskie otchłanie królestwa

            Świat wyłaniający się z najnowszego tomu Romana Honeta przytłacza swoją enigmatycznością, jest to przestrzeń cierpienia, śmierci, degradacji świętości czy wreszcie zniszczenia ludzkiej psychiki. Już sama okładka zaprojektowana przez brazylijskiego artystę Walmora Corrêa, na której widnieje człowiek-ryba wzbudza pewien niepokój czytelniczy, jednocześnie zwracając uwagę na wewnętrzny organizm liryków autora Pójdziesz synu do piekła. Okładka przywodzi na myśl typowy dla nadrealizmu motyw zagęszczenia, przechodzącego w niekompletną metamorfozę, tak jakby dwa pierwotne obrazy – człowieka i ryby przenikały się wzajemnie. Owa niekompletna metamorfoza może symbolizować wewnętrzne przemiany człowieka (na okładce człowiek-ryba jest rozbebeszony, pełen ludzkich organów), ilustrujące jego wewnętrzne kompleksy, fobie i ułomności. To stąd –  być może – 36 liryków krakowskiego poety zaludniają różnorodne postacie „właściciel”, „kat”, „strażnik”, „kamieniarz”, „wyznawcy” i „funkcjonariusze”.
            Tytuł najnowszego tomu Romana Honeta odsyła czytelnika do biblijnego snu króla Nebukadnezara. Sen królewski i interpretacja żydowskiego proroka Daniela mają charakter eschatologiczny, zmierzający do swego wypełnienia. Cztery pierwsze królestwa, o których mówi Daniel ulegną zniszczeniu, doznają kresu istnienia. Natomiast piąte, które powstanie po tajemniczym zmiażdżeniu, będzie trwałe, gdyż jest ustanowione przez samego Boga. Jednakże Honetowe piąte królestwo nie ma wyraźnych związków z biblijnym. Raczej jest przewartościowaniem egzegezy Daniela, staje się mroczne, pełne bólu i cierpienia, które rozpoczyna się wraz z narodzinami, tworząc krąg ludzkiej egzystencji, gdyż człowiek ogranicza się do koła czasu. Jak pisał Walter Hilsbecher w Tragizm, absurd i paradoks – „Człowiek rodzi się, przemierza pewien okres życia i umiera. Wstępuje z ponadczasowości w czas i opuszcza go. Opuszcza go tymi samymi drzwiami, którymi wszedł. Zakreśla widzialne koło, które wychodzi od niewidzialnego i w niewidzialne uchodzi”. To jest ten wewnętrzny aspekt, wyznaczony przez akt urodzenia i warunkowany przez wpływ mechanizmu-organu, poddany jest cierpieniu i nieustannemu zmaganiu się z cyklicznością egzystencji:

niedaleko rozchyla się barłóg,
okaleczony przeczuwa – ciało wzięło się
z akcji dobroczynnej, tak samo
pory roku, polowanie na to,
co mogło się nie zdarzyć,
życie. oczy – wpatrzone w węzeł
kolczastego drutu na szachownicy,
patyk rzucony do wody,
i ręce – były potrzebne,
by podtrzymywać kręgi,
rozchodzące się w śliskiej
i powolnej rzece
                                   (kręgi, s. 11)

            Zarówno wiersz, jak i jego tytuł przywodzą na myśl dwa główne kręgi, wyznaczone przez narodziny i śmierć, natomiast pomiędzy nimi rozpościera się czas, łączony z bólem i cierpieniem. Można rzec, że urodzić się jest rzeczą raczej dość okrutną, lepiej więc nie skazywać kolejnego nieszczęśnika na ból tego świata:

kiedy wręczają mi embrion,
posłuchaj – szepczą – to proch

w nim tak pracuje, tak boli
                                               (w prochu, w dzwonie, s.26)  
           
            W trzech wersach pobrzmiewają echa Schopenhauerowskiej wizji biologicznego ujęcia porodu, który z jednej strony zmienia istotę ludzką w ślepe narzędzie woli życia, z drugiej zaś odpowiada za nieprzerwane trwanie woli życia, a co za tym idzie wolę cierpienia. W Świat jako wola i przedstawienie Artur Schopenhauer pisze: „jeśli bezpośrednim i najbliższym celem naszego życia nie jest cierpienie, to nic na świecie nie jest tak niezgodne ze swym celem, jak nasze istnienie”.
            U Romana Honeta cierpienie jednostki ludzkie zaznaczone jest przez ciało, skórę, dlatego tak często na kartach piątego królestwa pojawia się figura węża lub człowieka zrzucającego skórę. Zewnętrzna powłoka ciała jeszcze mocniej odczuwa realność istnienia:

szwy po rozstaniu,
lśniące i parszywe,
jakby wąż zrzucał skórę w stroboskopie
                                                           (wstyd i wiśnie, s. 39)

            W liryku strażnik ani człowiek, ani wąż nie zrzucają skóry. Tu działa siła przyrody, która za pomocą  wiatru ściąga skórę ze zmarłego:

wiatr potrąca wisielca,
ściąga z niego skórę.
wyspałeś się? – szepcze.
                                   (strażnik, s. 5)
            Prócz czasu, cierpienia, bólu, o czym już zostało powiedziane, warto zatrzymać się choć na chwilę nad przestrzenią tego tomu, gdyż czytelnik biorąc do ręki piąte królestwo staje się więźniem zamkniętym w specyficznym miejscu, przypominającym obóz koncentracyjny, więzienie ogrodzone kolczastym drutem, gdzie czuje się zagubiony:

odtąd musisz biec
przez popielate galerie z betonu i kwarcu
przez nigdy nie zasypiające ulice

przepływając przez głowy klęczących obok, zaraźliwe,
przez śliskie oczy zmarłych z samotności
albo z zatłoczenia
                                   (curriculum vitae, s. 17)
            W tej klaustrofobicznej przestrzeni, z której wyłaniają się „dantejskie sceny” wzbogacone apokaliptycznością, czytelnik natrafia na postacie – figury, które mogą, ale oczywiście nie muszą odnosić się do ludzkich fobii. Z tych liryków często wyłania się sprzeczność czy skala doświadczeń, o której niegdyś pisał Marian Stala. Znakomitym przykładem może być wiersz właściciel:

śmierć śniła się mężczyźnie,
siadła naprzeciw niego i sikała. kości i pióra
powstawały z jej moczu i układały się w ptaki,
i lato znów oglądane z bliska
jak głowa larwy, biała w środku. należy ci się
cały świat – szeptała. i wtedy ten uśpiony mężczyzna zapłakał,
jakby coś sobie przypomniał – czyjąś twarz lub rękę
i to co potem: pustkę –
brak opancerzony, kiedy sen
mija, kiedy dni odchodzą
                                   (właściciel, s. 18)
            Z jednej strony mamy elementy wzbudzające niepokój czytelniczy, można by rzec, że niczym z seriali kryminalnych czy thrillerów, z drugiej zaś absurd podszyty ironią. Do tego zaznaczające się u Honeta już wcześniej zamiłowanie do bluźnierstwa: „islam bożego narodzenia / islam bestia z gór”, „jakby bóg spawał katedrę w osłonie denaturatu”. W liryku kamieniarz krakowski poeta zestawia leksykę typowo liturgiczną z wyrazami używanymi na co dzień:

jak gdyby lato nie miało się skończyć,
jak gdyby ciało zawsze było płótnem,
śniegiem wstrząśniętym w salcie po ruchaniu. w radiu
trwa audycja: serca kołłątaja
panteon – szeptali – sia lodato
gesu cisto!
                                   (kamieniarz, s. 9)

            Nowy tom Romana Honeta to również niesamowite – znane z wcześniejszych tekstów – zamiłowanie do obrazowania. Nie można mówić o jednym obrazie, to jest szereg zmetaforyzowanych obrazów, z których wyłania się transformacja między tym, co było a tym, co dopiero będzie. To jeszcze mocniej podkreśla typowe zabiegi zagęszczenia, splątania, dziwności, przez co bardzo często obrazy są niedookreślone, a jednocześnie niepoznawalne. A wszystko zmierza ostatecznie do metamorfozy świata ludzkiego.
            Wyobraźnia Honeta jest wyraźnie wyzwolona spod skonwencjonalizowanego życia zbiorowego, nieustannie rozwija zarówno nastrój poszczególnych liryków, jak również temat. Ciągi asocjacyjne poszczególnych obrazów nierzadko ujawnia swobodę wyobraźni pozbawionej jakichkolwiek znamion logiczności, co w konsekwencji doprowadza do przysłonięcia języka obrazem, czego przykładem może być liryk funkcjonariusze.

            W sferze języka uderzające jest wykorzystanie przez Honeta leksyki zwierzęcej. Na kartach piątego królestwa dominuje ptak, ale również wąż, gołębie, psy. Oczywiście o leksyce zwierzęcej lub o zwierzęcych wnętrznościach, pisał już przy wcześniejszych tomach Michał Orliński, wskazując na nawiązanie do Tadeusza Nowak, być może dlatego na okładce zbioru pojawia się rozbebeszony człowiek-ryba? Ale tę zagadkę, interpretacyjną zabawę z piątym królestwem pozostawiam innym czytelnikom tej wspaniałej poezji.  

Komentarze

Popularne posty